Piotr Smolanski Piotr Smolanski
1892
BLOG

Jak pracuje pieniądz

Piotr Smolanski Piotr Smolanski Gospodarka Obserwuj notkę 1
(kontynuacja tekstu “Pieniądz jaki jest”) 
    
 
Zanim wrócimy do anatomii i psychologii ostatniego kryzysu oraz kryzysów w ogóle, musimy dokończyć omawianie roli i funkcji pieniądza w ekonomii (choć jest to trochę jak mówienie o roli ekonomii w ekonomii). 
     
Tam gdzie w układzie społeczno-ekonomicznym występuje mała ilość partnerów, tam sensowny i możliwy jest barter. Wyhodowałem kilo marchwi, sąsiad kilo ziemniaków, wymieniamy się po pół kilo i obaj mamy ciekawszą dietę. Im więcej jednak stron i im bardziej skomplikowany produkt, tym jest to trudniejsze. Jak przeliczyć na kilogramy ziemniaków maszynę o tak olbrzymim stopniu komplikacji jak iPod? Jak porozsyłać te ziemniaki do ludzi którzy projektowali jego poszczególne części, wykopali rzadkie metale niezbędne w skomplikowanej elektronice, poskładali go, zrobili mu reklamę, zbudowali informatyczny ekosystem w którym może on działać? Jest to oczywiście niemożliwe. To brzmi jak truizm i jest truizmem, ale trzeba to sobie powiedzieć aby zrozumieć tezę postawioną przez Hayeka: 
     
Pieniądz jest wielkim wyzwolicielem.
     
Ma okropną prasę. Co i rusz Hollywood (zbierając za to ciężkie dziesiątki milionów) produkuje filmy o tym jak pieniądz zniszczył to i tamto, różni antropologowie którzy chcieliby widzieć tkwiących w dżunglii nieszczęśników jako ludzkie zoo narzekają jak pieniądz zniszczył prymitywne wspólnoty pozwalając im na przykład nie dygotać z zimna w czasie deszczu albo wyleczyć dzieciaka z infekcją kolana. Wszelkie anarchistyczne organizacje znudzonych od nadmiaru bogactwa dzieciaków ogłaszają w jakim Elisium będziemy wszyscy żyć jeśli tylko wyzbędziemy się pieniądza i zaczniemy polegać na czystej miłości. Tymczasem pieniądz ma właściwość niemalże magiczną. Otrzymany za naszą pracę pozwala nam wymienić ją na rzeczy których my sami pragniemy. Nie mamy nad sobą Komisarza Ludowego który decyduje że z powodu siedzenia pięć godzin nad arkuszem kalkulacyjnym mamy teraz prawo do meblościanki, krzesła oraz pięciu kilogramów mielonki nawet jeśli meblościankami sie brzydzimy, krzeseł mamy już dwadzieścia, a na mielonkę jesteśmy uczuleni. To my sami, z naszym abstrakcyjnym kwantyfikatorem w kieszeni, decydujemy na co chcemy naszą pracę wymienić i to decydujemy z zupełną dowolnością. Wymieniamy go przy tym na rzeczy które z ową pracą nie muszą w ogóle mieć nic wspólnego, często rzeczy które powstały na innym kontynencie, w niezwykle skomplikowanych procesach które bez istnienia pieniądza po prostu nie byłyby możliwe. To pieniądz je wiąże, to pieniądz je umożliwia, to pieniądz czyni je opłacalnymi. Jako taki czyni nas wolnymi od widzimisię ludzi którzy ocenialiby naszą pracę i materialną za nią należność według ich kryteriów, pozwalając nam oceniać ją według naszych własnych. Wyzwala nas od tyranii przydziałów, dając nam wolność zrzeszania się w olbrzymich grupach i związkach grup aby wyprodukować cudowne rzeczy, które potrafią zawieźć nas na Księżyc, albo przebić się tunelami przez góry. Pieniądz to wyzwoliciel ludzkiej inwencji na skalę globalną, nie osobistą. 
    
Pieniądz ma jeszcze jedną magiczną cechę: funkcjonujac w systemie zamkniętym prawie nigdy nie ginie. Co to znaczy? Dla pojedynczego człowieka ekonomia jest grą o sumie zerowej. Wydałeś X wysiłku w pracy, dostałeś za to odpowiednik owego X w pieniądzach. Teraz wydajesz Y na nowy telewizor i w zamian dostajesz telewizor o wartości Y. Ogólna suma przychodów i rozchodów wynosi 0 (tak, wiem że to uproszczenie), a przynajmniej tak jest postrzegana. To predysponuje nas do patrzenia na gospodarkę w ten sam sposób i w rzeczy samej z tego właśnie wyrosło kilka obłąkanych religii politycznych, z których najważniejszą jest Marksizm. Marksizm oparty jest o postrzeganie gry ekonomicznej jako gry o sumie zerowej. Jeśli z zakładu pracy czerpią zyski robotnicy oraz właściciel a właściciel bierze z tego milion, to jest to milion który odebrał robotnikom. W grze jest X pieniędzy i tylko X, więc im więcej dostają kapitaliści bądź obszarnicy, tym mniej dostają prawdziwi wytwórcy wartości, czyli robotnicy i chłopi. Jest to logika pozorna, ale na tyle przekonująca, że wyprodukowała dużo długich rowów wypełnionych wapnem i trupami.
 
Kupiłeś dom za milion złotych. Masz teraz ten dom, nie masz miliona. Dom warty jest milion, więc Twój stan posiadania nadal wynosi milion. Przemyśl to teraz. Skoro dalej jesteś warty milion, to nic nie straciłeś, ale zamiast szeleszczącego papieru masz teraz dom, tak? Suma zerowa? Jak widać tylko pozornie. Ale rozszerzmy teraz kadr. Twój milion trafił do robotników, właściciela firmy budowlanej, architekta, (niestety) rzeszy rzeczoznawców i urzędników, wytwórców mebli, płytek podłogowych, rur kanalizacyjnych, kabli, kontaktów, żarówek, do gigantycznej ilości ludzi i w tysiące miejsc. W zamian za to powstał dom o wartości miliona. Czyli, wydany przez Ciebie milion wciąż jest w obiegu, wciąż jest w gospodarce, ale przybył dom o wartości tego miliona. Milion stworzył milion. Czyli cały system na czysto wzbogacił się właśnie o milion! Suma zerowa? W żadnym razie. Prawidłowo funkcjonująca gospodarka to gra o sumie dodatniej. Wydajesz 30zł na posiłek, ale te 30zł znikają tylko z Twojego portfela. Są wciąż w obiegu. Zostaną wydane na czynsz płacony przez restaurację, na prąd, na produkty spożywcze, pensje personelu, od tego wszystkiego część zostanie zapłacona jako podatek, pieniądze te zbudują autostradę, wyposażą żołnierza w broń, wzmacniając bezpieczeństwo kraju. Firma zbrojeniowa która wyprodukowała tę broń zapłaci inżynierom, górnikom, hutom, ludzie tam pracujący wydadzą te pieniądze ma ubranie, jedzenie, rozrywki. Te 30zł nie znika, krąży wciąż, z każdym przekazaniem generując nową wartość, napędzając wielką fabrykę wszystkiego. Nawet kiedy mówi się o “utracie pieniędzy” rzadko jest to utrata rzeczywista. Ktoś w firmie państwowej kupił za milion rury, położył je przez miesiąc na deszczu i rury te zeżarła korozja. Milion strat. Ale ten milion zasilił przecież firmę która rury sprzedała i trafił do produktywnego, bo pozapaństwowego obiegu. Każda transakcja jest zyskiem dla systemu, nawet jeśli jest stratą dla jednej ze stron transakcji. To ma oczywiście dwie strony. Brak transakcji jest śmiercią systemu. Z chwilą gdy ludzie przestają kupować i przekazywać pieniądze, kiedy wpychają je w skarpetkę, firmy zaczynają upadać i gospodarka zaczyna się kurczyć. Gra o sumie dodatniej zamienia się w grę o sumie ujemnej. Nie ma tu miejsca na rozwinięcie tej myśli, warto jednak zapamiętać że najwazniejszym, krytycznie ważnym paliwem ekonomii jest nie złoto, papier, nie pieniądz, lecz zaufanie. System istnieje i działa tylko tak długo jak długo ludzie wierzą że istnieje i działa. 
     
Żeby cały ten mechanizm działał, niezbędny jest dopływ nowego pieniądza. Załóżmy że mamy mały system zamknięty i pewne ustalone początkowo wartości. W systemie jest milion złotych. Ktoś wziął 100zł za pomalowanie sąsiadowi płotu, inny 1000zł za wyłożenie mu łazienki kafelkami, pieniądze są przekazywane wzajemnie i w rezultacie wartość domów rośnie. Nowe szyby, wszystko odmalowane, ładna działka, przyjemna okolica, w rezultacie czyjś dom jest w pewnym momencie wart półtorej miliona. Jest też całkowicie niesprzedawalny, bo w grze jest tylko milion. Wkrótce wszystkie domy są warte coraz więcej, ale w grze dalej jest tylko milion. Naturalne jest to, że pieniądz staje się coraz bardziej wartościowy. Dojdzie w pewnym momencie do tego że aby możliwe były w ogóle takie transakcje, domy będą warte po 100zł. A ile będzie warte pudełko zapałek? Albo butelka piwa? Przecież nawet nie jeden grosz. Więc jak nimi handlować? Wartość systemu rośnie, ale ilość pieniądza nie. Wkrótce transakcje handlowe stają się właściwie niemożliwe a ludzie otrzymują negatywną motywację dla tworzenia nowej wartości. Ktoś chciałby założyć firmę, ale jak na to wziąć pieniądze kiedy one sa tak strasznie drogie? Jak zapłacić setce pracowników? Jeśli po złotówce, to będzie to oznaczało wydatek jednego domu miesięcznie, zresztą złotówka jest już obłąkańczo droga. Ten efekt nazywamy deflacją. Pieniądz wpływa do systemu w niewystarczającej ilości, dusząc przedsiębiorczość, nakładając gospodarce ogranicznik prędkości, uniemożliwiając jej szybszy rozwój. Aby gospodarka mogła się rozwijać z taką prędkością do jakiej jest w danej chwili zdolna, konieczny jest przypływ pieniądza. Teoretycznie idealny byłby przypływ dokładnie zgodny z przyrostem wartości systemu. W praktyce jest on niemożliwy. Można albo przestrzelić, wywołując inflację, albo niedostrzelić wywołując deflację. Deflacja gospodarkę dusi, inflacja (o ile jest niska) nie, stąd dobrze działająca gospodarka charakteryzuje się niską inflacją, najczęściej rzędu 3-5%. 
 
Jeśli ktoś myśli że zduszenie gospodarki przez niedobór pieniądza jest czymś teoretycznym... cóż...
    
Imperium Rzymskie weszło w Iw. po Chrystusie jako pierwsze supermocarstwo świata, rozciągając się od dalekiej północy po Afrykę, od Hiszpanii po Azję. Wyposażone przez Oktawiana Augusta w profesjonalną kadrę urzędniczą, dysponujące doskonałą infrastrukturą komunikacyjną, rozwiniętym handlem, sensownym prawem gospodarczym, powinno być na kursie nieustannego rozwoju. Zamiast tego w niedługim czasie zaczęło się dusić.
    
Legionista, żołnierz Rzymu, był ochotnikiem, świetnie wyposażonym, wyszkolonym oraz (przede wszystkim) opłacanym. Od początku jego służby sporą część jego żołdu odkładano do legionowych skrzyń, gdzie czekał 25 lat na chwilę zwolnienia owego żołnierza do cywila. Wychodził on z armii jeśli nie naprawdę bogatym, to przynajmniej majętnym. Część wypłacanego mu w srebrze żołdu pakował ów żołnierz w swój ekwipunek. Posrebrzany pas, hełm obity srebrną blachą, to pozwalało mu nosić swój majątek na sobie, dzięki czemu był on stale pilnowany i żaden urzędnik nie mógł go zdefraudować. A teraz przeczytajmy to samo, pod innym kątem.
     
Imperium rzymskie ładowało w żołnierza masę pieniędzy. Te pieniądze były chowane do skrzyni i znikały z systemu równie skutecznie, jak przy zakopaniu ich na 25 lat. Im większe było Imperium, im bardziej poszarpana jego granica, im więcej potrzebowało żołnierzy, tym więcej zebranych w podatkach pieniędzy znikało na dziesiątki lat w skrzyniach. Jako że ich dopływ był powolny i losowy (kopalnie), zaś odpływ naprawdę ciężki do opanowania, wkrótce w gospodarce zaczęło brakować pieniądza. Im dłużej to trwało tym bardziej wydrenowana była gospodarka, tym bardziej totalne i drakońskie stawało się państwo, tym bardziej normalne stosunki społeczne zastępowane były pracą przymusową i pierwocinami systemu feudalnego. Doszło do gigantycznego rozwarstwienia w którym grupa oligarchów jako jedynych dysponujących pieniądzem miała prawo do pracy przymusowej olbrzymiej ilości teoretycznie wolnych, lecz naprawdę przywiązanych do ziemi ludzi. W czwarty wiek Imperium weszło zrujnowane i niezdolne dłużej utrzymać swoją armię - właśnie w czasie kiedy doszło do największych problemów militarnych. Oczywiście to wszystko nie było wyłączną przyczyną upadku Rzymu, lecz mocno się do niego przyczyniło.
    
Zwycięzcą I Wojny Światowej były Stany Zjednoczone. Wyszły na niej doskonale finansowo. Głównym zyskiem było to że niemal całość europejskich rezerw złota przemieściła się do USA. Przemieściła się i nie chciała wrócić. Europa, wbrew radom Keynesa, w ruchu który Churchill miał potem uznać za najgorszy błąd swojej kariery, wróciła do złotego standardu. Oparła więc waluty na złocie, którego po prostu fizycznie na kontynencie nie było. Było ono w Stanach. Sfinansowało olbrzymi boom na amerykańskim rynku, dostarczyło kredytu dla przedsiębiorczości i w końcu miało sfinansować gigantyczną bańkę na Wall Street która była jedną z przyczyn Wielkiego Kryzysu. Ale w Europie złota nie było, były za to długi. Francja i Anglia winne były Stanom Zjednoczonym pieniądze za pożyczki pierwszowojenne. Nie miały ich generalnie jak i czym oddać bo złota było mało co. Niemcy winne były gigantyczne reparacje wojenne i były naprawdę w strasznym stanie. Reparacje nałożono na nie zupełnie księżycowe, były to sumy których ludzie żądający ich po prostu nie rozumieli. Przy gospodarce opartej na złocie oznaczało to że Niemcy każdą grudkę którą by pozyskały musiałyby natychmiast oddać. Kilkudziesięcioletni niedobór pieniądza, który z kolei oznaczał przymusową stagnację. Hjalmar Schacht, bankier Niemiec który wprowadził je w śmiertelną spiralę hiperinflacji nie był idiotą i nie był nieudolny. Był po prostu zdesperowany i nie widział wyjścia ze śmiertelnej pułapki w której były Niemcy. To wyjście dostarczyć miał dopiero Hitler i to głównie na nim wygrał wybory.
 
To oczywiście wielkie uproszczenie, ale rezultatem Pierwszej Wojny był niedobór pieniądza, rezultatem niedoboru pieniądza z jednej i jego nadmiaru z drugiej strony oceanu był Wielki Kryzys, rezultatem Wielkiego Kryzysu była II Wojna. II Wojna doprowadziła do rozpadu imperiów kolonialnych i do totalnej supremacji Stanów Zjednoczonych, oraz do upadku złotego standardu i przejścia całego świata na pieniądz fiducjarny, na którym jesteśmy teraz. Ten przyniósł ze sobą nowe zagrożenia i nowe problemy, które w pewnym sensie odbiły się bardzo podobnym kryzysem. Podobnym, ale nie takim samym. O tym jednak później.
 

Jestem Quellistą, wierzącym w słowo Adama Smitha i chronienie najsłabszych przed skutkami owego słowa. To chyba czyni mnie centrystą. Niech i tak będzie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka