Piotr Smolanski Piotr Smolanski
1604
BLOG

Pieniądz jaki jest...

Piotr Smolanski Piotr Smolanski Gospodarka Obserwuj notkę 5

Pieniądz jaki jest każdy widzi ale nie każdy wie czym on właściwie jest. W rzeczy samej śmiem twierdzić że mało kto to wie, od hydraulika po CEO potężnego korpa. To jest ważne bo mówi sporo zarówno o przyczynach i przebiegu ostatniego kryzysu jak i o szaleństwach i religiach politycznych obecnych w polskiej blogosferze.

 

W dużym skrócie pieniądz to każdy (jako tako) ustandaryzowany przedmiot który przyjmujemy w ramach pewnej umowy w zamian za wykonaną przez nas pracę lub w zamian za posiadane przez nas inne przedmioty. Pieniądzem jest srebrna sestercja, złoty dublon, papierowy banknot, papier wartościowy, akcje Microsoftu, państwowe papiery dłużne, weksel, sztabka złota, CDO, CDS, czek bankowy, talon na żywność, kupiona w sklepie karta zakupów w iTunes, certyfikat punktów lojalnościowych i tak dalej. Każda z tych rzeczy jest tworem abstrakcyjnym i wirtualnym, żadna nie ma pokrycia w świecie realnych tworów. Wiem że stwierdzenie że złoto jest tworem bezwartościowym jest naruszeniem poglądów religijnych sekty Korwinistów. Trudno. Ryzykując stos idziemy dalej:

 

Złoto, srebro i tak dalej nie mają wartości samoistnej. Powiedzmy że nabrały jej ostatnio dzięki używaniu ich w elektronice, ale w czasach najpierw srebrnego a potem złotego standardu były same w sobie bezwartościowe. Równie dobrze zamiast nich możnaby używać electrum, cyny (czysta cyna jest wartościowa i droga jak cholera), pereł, bursztynu i tak dalej. Wszystkie te rzeczy mają jedną wspólną cechę - całkowity brak wartości samoistnej. Jak to mierzyć? W pewnym uproszczeniu wartość samoistna występuje wtedy kiedy nie ma dla niej znaczenia rodzaj obowiązującej umowy społecznej. Wartość samoistną ma krowa, która da mleko lub żarcie i pod królem i pod pierwszym sekretarzem i na bezludnej wyspie. Wartość samoistną ma parasol, nóż, łopata, litr wody, sznurek, bochenek chleba, majtki i tak dalej. Nie ma jej kilogram złota i nie ma jej miliard dolarów zainwestowanych w CDS. Mają one wartość dopiero wtedy i tylko tak długo jak długo wszyscy się zgadzają że ta wartość istnieje. To prowadzi nas do bardzo ważnego prawa:

 

Każdy pieniądz jest wirtualny, żaden pieniądz nie ma "pokrycia", całość funkcjonowania ekonomii jest zależna od ludzkiej wiary w jej funkcjonowanie.

 

Ważny jest tu czynnik wiary. Pieniądz, dowolny, jest wymienialny na cokolwiek innego tylko tak długo, jak długo wszyscy wierzymy że jest. Kiedy nagle wierzyć w to przestajemy, system się załamuje. Ktoś może powiedzieć że jest to wydarzenie mało prawdopodobne. Czy na pewno? Panika na giełdzie jest właśnie dokładnie tym. Chwilowym załamaniem wiary w realność pieniądza (w tym przypadku papieru wartościowego) i ucieczką od niego do innego rodzaju pieniądza, bardziej wartościowego. Do totalnego załamania wiary w system doszło w czasie Wielkiego Kryzysu, kiedy powrócił barter a niektóre instytucje zaczęły emitować swój własny pieniądz na skalę lokalną.

 

Kiedy powszechnie obowiązującą walutą był metal, tempo jego przybywania było losowe i niepowiązane z rzeczywistym wzrostem lub kurczeniem się ekonomii. Zdobycie przez Hiszpanię olbrzymich terenów złotonośnych w Nowym Świecie doprowadziło do kilkukrotnego jej bankructwa. Ekonomia funkcjonowała dobrze tylko tak długo jak długo rozwijała się w ślimaczym tempie zbieżnym z wydobyciem metali wartościowych przez dane państwo. Brak własnego dostępu do odpowiednich kopalń powodował jednocześnie całkowite uzależnienie państwa od eksportu i olbrzymią polityczno-gospodarczą podległość wobec państw które dane kopalnie posiadały. Była to dość istotna składowa Wielkiego Kryzysu, którego jednym z ziaren był powrót Wielkiej Brytanii do Złotego Standardu (z którego wypadła wskutek I Wojny Światowej).  Jest możliwe że nadchodzi właśnie kolejny taki kryzys, tym razem spowodowany przez nowy rodzaj emisji pieniądza. Być może jest po prostu tak, że każdy rodzaj pieniądza ma pewne wbudowane maksymalne ryzyko którego ludzie nie są w stanie dostrzec aż nadejdzie potężna korekta, karząca ich za przekroczenie granic systemu, naciągnięcie go poza jego wytrzymałość?

 

Jesteśmy w tej chwili na pieniądzu fiducjarnym. Znaczy to tyle, że banknot wyemitowany przez bank centralny jest gwarantowany przez państwo jako takie, jego siłę polityczna, militarną, ekonomiczną, jego terytorium, kapitał społeczny, posiadłości i perspektywy wzrostu. Oznacza to możliwość synchronizacji emisji pieniądza z tempem wzrostu gospodarki. Państwo szacuje swoją obecną wartość i wypuszcza na rynek pieniądze jej odpowiadające. To oczywiście rodzi problemy, ten szacunek nie jest łatwy. Dotąd Świat Zachodni jakoś sobie z tym radził. Aż przestał. Przestał w dużej mierze w wyniku efektu śniegowej kuli spowodowanego przez słabości systemu i przez niezrozumienie owego systemu przez ludzi nim rządzących.

 

Weź kartkę i napisz na niej "zobowiązuję się na każde żądanie wypłacić posiadaczowi tej kartki 10 zł". Podpisz imieniem i nazwiskiem. Właśnie wyemitowałeś pieniądz o wartości 10zł. Jest to pieniądz legalny, którego można używać w transakcjach płatniczych (o ile przekonasz kogoś do przyjęcia go). Zawarte w nim zobowiązanie jest prawnie wiążące. Może to zrobić każdy. Każdy ma prawo do emisji własnego, prywatnego pieniądza. To jest właśnie  DOKŁADNIE  to co robią firmy wypuszczające akcje. Szacują same siebie na jakąś wartość i wypuszczają na rynek pieniądz z pokryciem w tej wartości. Pieniądz ten wchodzi do całkowicie legalnego obrotu i jest wymienialny i wymieniany na legalnie obowiązujący pieniądz państwowy.

 

Teraz w dużym uproszczeniu anatomia ostatniej katastrofy:

Twojemu sąsiadowi urodziło się pierwsze dziecko. Wczoraj nie miał a dzisiaj ma. Jeśli naniesiesz to na wykres i w durny sposób pociągniesz wykres dalej, wyjdzie Ci że za rok sąsiad będzie miał 365 dzieci.

Pewne firmy pożyczyły pieniądze ludziom całkowicie niezdolnym do płacenia odsetek po pierwszych dwóch latach. Policzyły całość pieniędzy jakie dostaną (a raczej - dostałyby) po spłacie całości kredytu, uznały to za rzeczywistą wartość i jako taką sprzedały innym firmom. Kupujesz od takiej firmy zyski ze stu kredytów wpływające przez dziesięć lat. Dzięki mechanizmom ludzkiej chciwości i zwykłej głupoty zagubiono gdzieś informację że te kredyty NIE zostaną spłacone. Tu, na samym początku, mamy jądro kryzysu. Na tym handlu wyrosła postrzegana (nie rzeczywista) wartość. Z niej poszły pochodne, jak ubezpieczenia takich transakcji, które natychmiast same stały się przedmiotem obrotu. Gigantyczny handel wyrósł na podstawie pierwotnego oszustwa. Ten handel na papierze oznaczał olbrzymi wzrost gospodarczy. Pamiętacie na podstawie czego państwo emituje własny pieniądz? Na podstawie swojej oceny siły gospodarki, jej wzrostu. Gospodarka gwałtownie rośnie, więc państwo emituje więcej pieniądza. Czyli pewne firmy wyprodukowały pusty pieniądz, oparty na pomyłkach i oszustwie, a to z kolei stało się podstawą dla emisji pieniądza przez państwo. Ten gigantyczny wir spekulacji wessał zupełnie prawdziwe pieniądze, zgromadzone w bankach, towarzystwach emerytalnych, ubezpieczeniach, hipotekach, w wartości realnie istniejących firm. Kiedy karuzela nagle się zatrzymała, państwo stanęło przed wyborem naprawdę rozpaczliwym.

 

Nierobienie niczego oznaczałoby realną i trwałą utratę tych pieniędzy przez ludzi którzy nie wiedzieli nawet że wzięli udział w tym wirze. Masz pieniądze na koncie w banku, ale te pieniądze uwięzione są w tej chwili w papierach bezwartościowych i realnie masz ich tyle co cały bank, czyli 0. Państwo postanowiło że musi coś zrobić, działając znowu na podstawie własnego niezrozumienia systemu. Wydrukowało więc gigantyczną górę pieniędzy bez pokrycia w realnej ekonomii (ta przez cały czas trwania sztucznego boomu pogrążona była w stagnacji) i oddało ją ludziom którzy cały ten kryzys spowodowali. Efektywnie włączyło karuzelę na nowo i pozwoliło jej przemielić więcej realnej wartości na najbardziej bezużyteczną rzecz na świecie, czyli premie bankierów.

 

W ten właśnie sposób doszło do trzech gigantycznych druków pustego pieniądza. Najpierw przez graczy finansowych, potem przez państwo postrzegające miraż wzrostu jako coś realnego, w końcu przez państwo próbujące uchronić ów pierwszy druk przed wyzerowaniem. To jest oczywiście niemożliwe, bo wartość realna pierwszego druku naprawdę wynosi 0 i więcej wynosić nie będzie. Można co najwyżej na jakiś czas wmówić ludziom że jest inaczej. Ten potrójny gigantyczny impuls inflacyjny i wciąż trwające próby wskrzeszenia zupełnego trupa, uczynienia wzrostu udawanego czymś realnym mogą całkowicie zabić obecny system. Na gwałt potrzebne jest jego zrozumienie, ale to akurat jest najbardziej deficytowy towar na rynku.

Jestem Quellistą, wierzącym w słowo Adama Smitha i chronienie najsłabszych przed skutkami owego słowa. To chyba czyni mnie centrystą. Niech i tak będzie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka