Piotr Smolanski Piotr Smolanski
962
BLOG

Polska, NATO i gwarancja niebezpieczeństwa

Piotr Smolanski Piotr Smolanski Polityka Obserwuj notkę 6

Na rp.pl ukazał się właśnie ciekawy artykuł profesora Zbigniewa Lewickiego. Rzecz traktuje o potencjalnych korzyściach (czy raczej ich braku) wynikających z zaprzestania przez Polskę uczestniczenia w misji w Afganistanie. Jego ważniejsza (moim zdaniem) część analizuje amerykańskie nastawienie do NATO jako takiego i płacenia przez amerykańskiego podatnika za europejskie bezpieczeństwo. Moim zdaniem profesor Lewicki nie docenia wagi problemu.

 
Otóż w chwili obecnej NATO jako sojusz obronny po prostu nie istnieje. W lutym 2003 roku w czasie planowania przez USA akcji w Iraku Francja, Niemcy i Belgia zawetowały stworzenie planów obrony Turcji na wypadek zaatakowania jej przez Irak. Nie było nawet mowy o wyłożeniu jednego franka ani o posłaniu jednego żołnierza, chodziło o sam etap planowania obrony. Nawet to spotkało się z wetem. To był koniec NATO jako takiego, od tej chwili sojusz nie istnieje i od tej chwili skończoną naiwnością jest oczekiwanie od jego członków wywiązania się z jakichkolwiek zobowiązań sojuszniczych. Jeśli popatrzeć na to z perspektywy Polski, jedynym krajem NATO zdolnym do skutecznego obronienia nas przed jakimkolwiek atakiem są Niemcy - dokładnie ten kraj który nawet słyszeć nie chce o samym opracowywaniu założeń obronnych, ani tym bardziej o czynnym udziale w jakiejkolwiek akcji zbrojnej. USA są zwyczajnie za daleko. W przypadku gdyby napadła na nas Rosja, Polska byłaby całkowicie pokonana w trzy godziny, okupowana w trzy dni. Zresztą chyba tylko przed Watykanem bronilibyśmy się dłużej niż tydzień. Tymczasem przerzucenie przez USA do Polski wojsk zdolnych obronić tak duży kraj to kwestia przynajmniej tygodni a najpewniej ponad miesiąca. W tym czasie nie byłoby już ani kogo ani czego bronić, bo Polska byłaby już po wyborach a jej prezydentem byłby Putin. A może zresztą Komorowski albo Tusk, bo po co to zmieniać. W tej sytuacji nasze członkostwo w NATO nie daje nam zupełnie nic, podobnie jak w 1939 zupełnie nic nie dawały nam najświętsze przysięgi złożone przez Francję i Wielką Brytanię. Kto w tej chwili serio wierzy że w przypadku wojny Niemcy i Francja pospieszyłyby nam na pomoc niech startuje w wyborach do parlamentu (czy innego Big Brothera), właściwe kwalifikacje intelektualne już ma.
 
 
Jednocześnie polska armia została de facto zlikwidowana. Mamy 30-40 tys szeregowych, z których koło 20 tysięcy to żołnierze teoretycznie zdolni do walki a zapewne połowa tego żołnierze którzy są również na wypadek walki wyposażeni. Na jednego szeregowego przypada dwóch oficerów lub podoficerów. Polska armia jest mniej liczna, gorzej wyposażona, gorzej wyszkolona i DROŻSZA niż armia Szwajcarii. Sama myśl że ta garstka żołnierzy, ledwie wystarczająca do jednej poważnej bitwy, miałaby nas przed kimś obronić jest śmieszna. 
 
Żeby myśleć o obronie trzeba jednak najpierw zdefiniować zagrożenia. 
 
Oczywistym i modnym zagrożeniem jest terroryzm. Terroryzmu nie da się zwalczać armią. Do tego służy wywiad i kontrwywiad. Wywiad został zlikwidowany przez premiera Oleksego kiedy ów przejął śledztwo we własnej sprawie (kontakty z sowieckim agentem). Kontrwywiad jako taki nigdy w Polsce postokupacyjnej nie powstał. Ale nawet będąc zupełnie otwartymi na ten typ ataków nie musimy się ich w realnej perspektywie bać. Dla ogólnego bezpieczeństwa państwa są one zupełnie nieistotne. Tydzień wypadków drogowych to większe szkody niż atak Religii Pokoju.
 
Jeśli chodzi o pełnoskalową wojnę, mamy dwóch sąsiadów z którymi tradycyjnie się bijemy. Niemcy i Rosję. Niemcy są w tej chwili państwem wobec nas obojętno-przyjaznym (ale jeśli kto wierzy że tak będzie zawsze to też polecam mu kandydowanie do parlamentu), Rosja wyraźnie wrogim. Wielokrotnie groziła nam użyciem siły, w tym atakiem nuklearnym, wielokrotnie podejmowała jednoznacznie wrogie Polsce działania. W tym momencie warto powiedzieć sobie, że Polska nie jest i nie będzie zdolna do wystawienia armii zdolnej do samodzielnego obronienia nas przed Rosją. Moglibyśmy, przywracając armię, uzyskać zdolność przedłużenia wojny na tyle, aby NATO przyszło nam z pomocą. Ale NATO nie istnieje, jest już tylko klubem dyskusyjnym, więc jest to działanie bezsensowne. 
 
W tej sytuacji jest naprawdę tylko jedna opcja, jeden jedyny sposób obrony, obrony przez uczynienie ataku skrajnie nieopłacalnym. Tym sposobem jest broń nuklearna. Ale o tym w następnym odcinku.
 
 
 

Jestem Quellistą, wierzącym w słowo Adama Smitha i chronienie najsłabszych przed skutkami owego słowa. To chyba czyni mnie centrystą. Niech i tak będzie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka